Jeśli miałabym wskazać jedną rzecz, jeden pozytyw, który bardzo wzmocnił się w ostatnim roku we mnie i mam wrażenie, że w wielu Polkach, byłoby to siostrzeństwo.
Przez większą część swojego życia powtarzałam, że dużo lepiej odnajduję się w towarzystwie mężczyzn. Jako nastolatka miałam wielu przyjaciół – bez żadnych podtekstów – ja zawsze byłam dobra kumpelą, tą dziewczyna, której powierzało się sekrety. Uwielbiałam w tych relacjach to, że były proste. Totalnie zero komplikacji, obrażania się, obgadywania, fochów, walki o facetów i zazdrości. Jako młoda dziewczyna wkraczająca w życie zawodowe doświadczyłam pracy i w czysto kobiecym i czysto męskim gronie.
Refleksje?
Z pierwszej pracy odeszłam płacząc z upokorzenia, uciekając przed zawiścią i humorami szefowej, zmęczona ciągłymi plotkami i koniecznością „wczuwania się” w nastroje kobiet wokół. Drugą pracę wspominam z łezką wzruszenia w oku. Faceci stawali na wysokości zadania ZAWSZE. Kiedy trzeba pomagali, kiedy trzeba opieprzali, stawiali jasne cele. Ba, odeszłam z tej pracy 13 lat temu (z żalem) i nadal mamy kontakt!
No to skąd nagle to siostrzeństwo?
MOJE KOBIETY
Potrzeba otaczania się kobietami rosła we mnie bardzo powoli. Wydaje mi się, że pojawiła się naturalnie kiedy spodziewałam się pierwszego dziecka. Już nie mogłam porozmawiać z kolegami, a nawet mężem, o strachu przed porodem, o kobiecych dolegliwościach, o obawach przed macierzyństwem, o kolkach, noszeniu w chuście i połogu. Szukałam kobiet, które mogły dać mi wsparcie. To był czas, kiedy zaczęłam bardzo intensywnie udzielać się na forum dla młodych mam (i część tych pierwszych znajomości wciąż trwa!) i dużo czerpałam z rozmów z mamą. Doceniłam mądrość kobiet wokół mnie. Stały się niezbędne!
Ta świadomość rośnie z każdym kolejnym rokiem. Doświadczam ogromnego wsparcia od innych kobiet na każdym polu mojego życia.
PRZYJACIÓŁKI I MENTORKI
Przestałam się bać przyjaźni, bo trafiłam na dziewczyny, które dały mi czas na wyjście z mojej własnej ciasnej gawry. Tylko one wiedzą, jak bardzo powolny był to proces, on wciąż trwa. Nauczyłam się, że siostrzeństwo to dawanie sobie wsparcia, ale też przestrzeni. Już nie jak w podstawówce, kiedy za odmienne zdanie pojawiał się foch i trzeba było szukać nowej przyjaciółki. Ze zdziwieniem wchodziłam w relację, w której wciąż jestem sobą, nie muszę się dostosowywać, układać pod kogoś. Mogę powiedzieć nie. Moje przyjaciółki znają mnie i wiedzą, że czasem potrzebuję wrócić do swojej gawry, a moje milczenie nie oznacza obrażania się. Ale też nie pozwalają mi pozostać „w okopach” zbyt długo. Przywracają mnie do życia gdy popadam w marazm i zły nastrój.
To kobiety od początku wspierały mnie w mojej drodze zawodowej, gdy postanowiłam ku zaskoczeniu wszystkich, otworzyć działalność. Pomagały, podpowiadały, wspierały w kryzysach i świętowały ze mną sukcesy. Mama, siostra, przyjaciółki, ale też inne przedsiębiorczynie, twórczynie, rękodzielniczki i rzemieślniczki. Czułam, wciąż czuję, że mam ich wsparcie.
U innych kobiet szukam rad kiedy wątpię w siebie jako mama, kiedy potrzebuję wsparcia doświadczonych głów. To najczęściej książki pisane przez kobiety dodają mi otuchy i uczą. To kobiecych podkastów słucham najchętniej w wolnym czasie i od kobiet czerpię wiedzę.

SIOSTRZEŃSTWO
Zastanawiałam się ostatnio dlaczego kiedyś te kontakty z innymi kobietami, dziewczynami jawiły mi się jako zło wcielone? Dlaczego tak źle je wspominam? Padłam ofiarą jakiegoś mitu o tym, że z kobietami trudno się dogadać?
Chyba nie. Nie wiem czy to reguła, ale w moim przypadku zdecydowanie zadziałał CZAS. To czas pokazał mi jak wartościowe jest towarzystwo innych kobiet. Z podlotka, nastolatki, która chce by świat kręcił się tylko wokół niej, a inne dziewczyny są tylko „konkurencją”, wyrosła kobieta, z każdym rokiem coraz bardziej świadoma NIEZASTĄPIONEJ roli innych kobiet w swoim życiu. Dziś nie wyobrażam sobie otaczać się samymi mężczyznami. Dziś potrzebuję moich kobiet.
My, kobiety, jesteśmy jak pajęcza sieć. Jeśli choćby jedna nić wibruje, jeśli któraś z nas wpada w tarapaty, wiemy o tym wszystkie.
W większości wypadków jesteśmy zbyt przerażone, samolubne lub niepewne siebie, by ruszyć z pomocą.
Sarah addison allen
Ale kto nas wesprze, jeśli nie my same?”
To się zmienia. Już nie tak łatwo nas, kobiety, przestraszyć, uciszyć, ustawić w szeregu. Rośniemy w siłę właśnie dlatego, że jesteśmy razem. W pojedynkę nie możemy zdziałać wiele, ale kiedy łączymy swoje siły to okazuje się, że mamy prawdziwą moc. Te zmiany dzieją się na naszych oczach, te zmiany wywołało powolne zbliżanie się kobiet do siebie i odkrywanie mocy, jaka ukryta jest w siostrzeństwie. Po latach separacji znów tęsknimy za wielopokoleniowymi rodzinami, domami, za spędzaniem czasu wspólnie z innymi kobietami. Kobiece kręgi, powrót do natury i czerpanie garściami z wiedzy naszych mam, babć, prababć. Zielarstwo, szeptuchy, medycyna naturalna, plecenie wianków, spotkania w gronie kobiet, mówienie otwarcie o kobiecości, seksualności, kobiecych emocjach.
I ostatni rok. Rok buntu kobiet. Kobiet zamkniętych w domach, kobiet zmęczonych odbieraniem im godności, praw człowieka (post o aborcji tutaj), kobiet pacyfikowanych gazem i pałkami na ulicach miast.
JESTEŚMY POTOMKINIAMI KOBIET, KTÓRYCH NIE UDAŁO SIĘ SPALIĆ NA STOSIE
Wierzę głęboko w moc siostrzeństwa. Wierzę w zmiany, które to kobieca moc jest w stanie wywołać i wywalczyć. Na każdym polu. Na jakiś czas udało się nas spacyfikować, rozdzielić, ucywilizować. Ale to nie może trwać zbyt długo, prawda siostry?