Chcę mieć wybór…

Chcę mieć wybór…

Cały miniony tydzień upłynął pod znakiem kolejnego protestu kobiet, protestu o uszanowanie fundamentalnego prawa każdego człowieka – bo tym jest wolny wybór.

Głośno jest. O aborcji, życiu poczętym, prawie, kobietach i ich macicach. Głośno jest o niesprawiedliwości, braku szacunku, krzywdzie i o tym czyja prawda jest większa i ważniejsza.

Tymczasem wszystko, absolutnie wszystko rozbija się o jedno podstawowe i najważniejsze tu słowo i fundamentalne prawo człowieka – z macicą i bez:

WYBÓR

Wolny wybór jest niebezpieczny. Wolność prowadzi do pewności siebie. Zniewolonym człowiekiem łatwiej sterować, łatwiej go kontrolować, łatwiej trzymać go w ryzach strasząc wyrokiem, karą, potępieniem – i wszystkim czego on boi się najbardziej.

Nie mamy odwagi, żeby pozwolić ludziom dokonywać własnych wyborów.

– Lois Lowry

Nie wiem, nie umiem tego zrozumieć co takiego strasznie niebezpiecznego jest w uszanowaniu decyzji i wyboru kobiety.

Każdy wybór będzie niósł za sobą okrutne konsekwencje. Każda decyzja zaważy na całym życiu kobiety, zmieni je. Odciśnie na niej piętno. Piętno matki, która usunęła ciążę. Piętno matki, która urodziła dziecko skazując je i siebie na potworne cierpienie. Piętno matki wyrodnej, piętno matki bohaterki, która wewnątrz jest pusta, a jej bohaterstwo jest codzienną udręką.

Jeśli tak bardzo chcecie podejmować decyzję o aborcji ZA KOBIETĘ – weźcie na siebie także ciężar jej konsekwencji.

W naszym kraju istnieje ochrona życia poczętego. Mam jednak wrażenie, że to ochrona od momentu poczęcia do momentu narodzin. Tak, nie pomyliłam się! Nie do śmierci. Do narodzin.

Bo czy braniem odpowiedzialności i ochroną dziecka narodzonego jest mówienie o tym, że przecież można je zostawić w szpitalu? Byle tylko urodzić. Albo rzucanie rodzicom dzieci z ciężkimi wadami, śmiertelnie chorych, cierpiących, ochłapów w postaci 200 zł zasiłku? Pozostawianie ich bez opieki medycznej, wsparcia psychologów, dostępu do nowoczesnych metod leczenia lub choć godnej bezpłatnej całodobowej opieki paliatywnej?

Łatwo jest nacisnąć przycisk, być obrońcą życia przed kamerami, rzucać piękne, okrągłe i gładkie słowa o Bogu, życiu, sumieniu i prawie – wymachując pięścią. A potem dopić kawę i wrócić do ciepłego domu, przytulić zdrowe uśmiechnięte dzieci. Zapomnieć.

Doktor Michał Błoch, pediatra, pracownik dziecięcych hospicjów, na swoim profilu na Instagramie (tak! na Instagramie znajdziecie też kwadraty o cierpieniu i odchodzeniu) wezwał listem otwartym posłów ziemi dolnośląskiej, tuż po ich głosowaniu przeciwko odrzuceniu obywatelskiego projektu zaostrzenia „zapisów antyaborcyjnych”, do udowodnienia, że ich decyzja nie jest tylko pustosłowiem.

Oto fragment:

„(…) Mam nadzieję, że zechcą Państwo wesprzeć osobistym zaangażowaniem działalność Zakładów, z równą łatwością, jak zechcieli Państwo „podnieść rękę i nacisnąć przycisk”.
Te Dzieciaki już czekają na gest dobrej woli z Państwa strony (…) Gdy mija czas zbijania politycznego kapitału, nadchodzi czas aby udowodnić, że życie bliźniego ma rzeczywiście wartość. Potrzebne są realne gesty wsparcia, akceptacji i zrozumienia.

Michał Błoch, @drhospice – pediatra w hospicjach dla dzieci nieuleczalnie chorych

Wszelkie ustawy i projekty obywatelskie tego typu powinny byś szeroko konsultowane PRZED wprowadzeniem ich do sejmu. Nie z kościołem, nie z partiami politycznymi. Z kobietami. Z matkami, które przeprowadziły aborcję i które tej aborcji się nie poddały. Z lekarzami pracującymi w hospicjach dla dzieci. Z siostrami zakonnymi prowadzącymi zakłady leczniczo-opiekuńcze i pracownikami hospicjów, którzy opiekują się tymi tak głośno bronionymi po poczęciu i tak bezrefleksyjnie pozostawionym samym sobie cierpiącymi dziećmi. Z rodzicami walczącymi o każdy dzień, albo już tylko czekającymi na dzień, w którym to się skończy…

Jeśli chcesz zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej – zrób to na końcu wszechmocny pośle, domagaj się tego na końcu droga obrończyni życia poczętego – po wprowadzeniu realnego, wszechstronnego, wieloetapowego, medycznego programu pomocy dzieciom NARODZONYM, kalekim, cierpiącym, umierającym, którym KAZALIŚCIE przyjść na świat i programowi pomocy finansowej, psychologicznej dla ich rodziców i opiekunów, których ZMUSILIŚCIE do uczestniczenia w tym. NA KOŃCU. Wtedy dopiero udowodnisz swą miłość i szacunek do życia dziecka narodzonego dzięki Twoim działaniom.

aborcja - chcę mieć wybór; bardzoosobiste.pl, Anna Pryć-Futkowska

Twierdzisz, że cierpienie uszlachetnia? Że wychowanie i opieka nad nieuleczalnie chorym dzieckiem to misja, dar od Boga? Powiedz to jeszcze raz.

Ale nie, nie! Nie mów tego do pustego oka kamery. Powiedz to w oczy kobiecie, która dźwiga ten ciężar. Weź ją za rękę, usiądźcie razem przy dziecięcym łóżeczku i powiedz to. Z całym tym przekonaniem, jakie masz krzycząc to samo prze klakierami.

Już nie jest tak łatwo, prawda?

Albo – jeśli tak bardzo wierzysz w to co mówisz i w to, co chcesz narzucić wszystkim kobietom – adoptuj niemowlę porzucone w szpitalu, zostawione przez matkę zmuszoną do jego urodzenia, która nie znalazła w sobie dość siły, bo przy nim być. Dziecko obarczone potwornymi chorobami genetycznymi, czekające na śmierć. Przeprowadź je przez piekło cierpienia i umierania. Bądź z nim dzień i noc. Wtedy Ci uwierzę. Wtedy pozwolę, być podejmował/podejmowała tę decyzję za mnie. Oddam w Twoje ręce mój wybór. Obiecuję.

Dlaczego tak piszę?

Dlatego, że mam wrażenie, że w tej gorącej dyskusji zabrakło miejsca na refleksję. Od lewej do prawej – żeby nie było, że jestem stronnicza (choć jestem i nie ukrywam swoich poglądów). W tej jednej najważniejszej kwestii wszyscy widzą lepiej. Polaryzujemy siebie nawzajem, obrzucamy błotem, wychodzimy na manifesty i marsze, wklejamy plakaty w naszych social mediach.

Na litość boską, kiedy ludzie zrozumieją, że nie walczę o prawo do aborcji gdy mam taki kaprys. Że jeśli nie popieram zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej to nie znaczy, że poddałabym się aborcji choćby zaraz, bez zastanowienia i drgnięcia powieki. Nie walczę o prawo do aborcji. Walczę o prawo wyboru.

Wychodząc na ulicę z wieszakiem czy różańcem w dłoni pomyśl najpierw o co walczysz. Dlaczego o to walczysz? I czy będziesz trwać w tej decyzji i nadal głośno krzyczeć gdy dotknie to Ciebie, Twoją siostrę, córkę czy przyjaciółkę? A Ciebie? Jeśli dotknie to Ciebie?

Brakuje mi tutaj zatrzymania się, żeby samą siebie zapytać

Co zrobiłabym w takiej sytuacji?

Ja odpowiem szczerze.

NIE WIEM…

Nie wiem i chyba nie chcę się nigdy dowiedzieć. Jednak to, co wiem, to fakt, że w takiej chwili nie chciałabym myśleć o medycznym podziemiu, nielegalnym zabiegu i groźbie aresztowania. Nie chciałabym się bać jeszcze bardziej, bo w tej decyzji jest już potężna dawka trudnych emocji, także strachu.

Moje podstawowe, fundamentalne ludzkie prawo. Wybór.

I w imię tego wyboru popieram pozostawienie ustawy antyaborcyjnej w obecnym – już bardzo restrykcyjnym – stanie. Nie mówię to o wyborze pomiędzy tym czy chcę się bawić w pieluchy czy wolę jeszcze „pożyć”. Mówię o wyborze czy udźwignę chorobę i przyglądanie się cierpieniu mojego dziecka. Czy mam na to warunki i środki finansowe. Czy mam na to siłę i wsparcie w rodzinie i opiece medycznej.

Bo nikt nie weźmie tego na siebie gdy przyjdzie czas. Nikomu nie pozwolę podjąć decyzji za mnie – nawet jeśli wydaje mu się, że robi to w moim interesie. To będzie mój wybór i ja poniosę jego konsekwencje. Nie strasz mnie więc więzieniem. Nie piętnuj w społeczeństwie. I nie odwołuj się do Boga i sumienia, bo nie dał Ci prawa do osądzania drugiego człowieka. Nie przed Tobą stanę kiedyś…

Jeśli jesteś przeciwniczką aborcji – nie rób jej. Po prostu. MASZ WYBÓR.

I pozwól mnie MIEĆ WYBÓR.

aborcja - chcę mieć wybór; bardzoosobiste.pl, Anna Pryć-Futkowska